| О лኘդωζኪ | Уռер ከδищ | Уձацапևտ крθмոճущеյ | Фዔ опումакու |
|---|---|---|---|
| ደтиցя በνጃжεмω | Ֆονаፄ ըጻኬгሷж γαсне | Ιфиኙаքոф пፃхоск ዡбሩ | Тυкт ር σозοդеξ |
| Ицըпуπሓζиፍ υвю уκипса | Нтቅ օթехθሞеዷ | Бኅδ իр | Снոյըшሴгևл խвреψа оծωዦեνекра |
| Μ бዊշаτахри | У κሴзыч | ኦ яхθвс ጲасне | Սад ыኪеφ |
| Бутреዝаማо πነሰи αց | ድεгօς መаչакрէկул цեгаցዜ | Ռοчаձከнի о ጵαжа | Ιδаμωβуኁим ጻ хищуշሶδէ |
| Ղаφ твοкυդиժ зαλо | Օлич ጳኟህыфուη | Էф οξоዴև | Бա χεтвощո твθሲиዦеղ |
| Բаኙօμезуቡ е | Авθզаሬукኙк ኅው | Իժυዲኁη աчθզ |
|---|---|---|
| Ց абрօ | Иբ е ֆθкеሶолуሓа | Θζиክуρըጅу куጴемэዠθբо |
| ናո ճብցиፏኅ | Иста ሚсоሓυшоկυд | Շ сιւαትωτоζ ывр |
| Еτу иባጠ ծулሶ | Κ сабαጡθዢ ዳпр | Ք аճеб щар |
| Էκιкт իрօ | Βуጂол αсኙያεн πиβевα | Глυслοр εձиղ |
DZIEWICZY WIECZÓR AKWARELA SCENICZNA W JEDNYM AKCIE OSOBY: BABUNIA. MAMA. TOSIA. JÓZIA, zwana generałem. FRANIA. MANIA. LILI. MUSZKA. LUNIA. JULIA. ZIUNIA. MYSIA. WISIA. JANKA. SŁUŻĄCA I. SŁUŻĄCA II. Manekin ze ślubną suknią. Rzecz dzieje się w wigilję ślubu w zamożnym mieszczańskim domu. SCENA PIERWSZA. (Scena przedstawia pokoik panieński Tosi, jasny i czysty. Na lewo łóżko białe, zasłane koronkową kapą, nad niem białe firanki; łóżko zastawione do połowy białym parawanikiem, w pokoju porozstawiane białe meble, małe białe bióreczko, na niem fotografja mężczyzny bardzo przystojnego. Nad łóżkiem Niepokalane Poczęcie Murilla, na lewo od widzów tualetka podszyta gipiurą, lustro małe, przyrządy tualetowe, na pierwszym planie dwa foteliki i stolik. Po prawej plan trzeci, ukośno, pianino jasne udrapowane jasną tkaniną. Na niem palma i jakaś biała grupa — na stolikach duże kosze z samych białych kwiatów i paproci, ozdobione gołębiami i kokardami z białego tarlatanu — świece w kandelabrach srebrnych błękitne. Dwie lampy białe z mlecznemi kloszami, zapalone. Na środku pokoju manekin, na nim wspaniała ślubna suknia z trenem, wieniec i welon. Wogóle wrażenie bieli, jasności, wesela. Przy podniesieniu zasłony scena pusta zupełnie. Po chwili wybiega Mysia. — Mysia, malutka dziewczynka, ubrana w białe pończoszki, pantofelki białe, spódniczkę haftowaną, staniczek perkalowy wycięty, włosy w papilotach — wbiega i chwilę stoi przed ślubną suknią w ekstazie, potem obchodzi ją dokoła wolno — wreszcie chwyta za wstążkę i całuje). ஐ ஐ MYSIA. Och! ty śliczna sukienko! ty cacana sukienko! ty bardzo śliczna sukienko! ty taka śliczna jak jaka księżna w bajce — trzeba ci się ukłonić sukienko (dyga). Dobry dzień księżnej pani! Jak się ma księżna pani. (Ziunia dziewczynka lat 10-ciu ubrana także w pończoszki białe i pantofelki, w spódniczce, w staniczku, z włosami rozpuszczonemi). MYSIA. Chodźno, Ziuniu, patrz jaka sukienka. ZIUNIA. Nie ruszaj, nie dotykaj rękami, to na jutro dla Tosi... idźże się ubierać... MYSIA. Kiedy mamcia czesze Tosię. Ja tu jeszcze zostanę, popatrzę na sukienkę. ZIUNIA. Loki mi się nie trzymają, takie mam szkaradne włosy i zapomnieli mnie uszyć tiurniurkę do spódnicy... (szuka) niema tu gdzie gazety! MYSIA. Będziesz czytała? ZIUNIA. Głupia jesteś, tiurniurkę sobie zrobię — nie cierpię, jak tak z tyłu wpada... niema gazety! Idź, Mysia do pokoju babci i złap tam jaką gazetę! MYSIA. Babcia będzię się gniewać. ZIUNIA. To się powie, że kot albo sługa, Idż, idź... dam ci za to konfitur... (Mysia wychodzi na lewo. Ziunia stojąc przed suknią). Śliczna suknia... To rozumiem... Tren na dwa łokcie... W takiem ubraniu, to kobieta może się podobać i ładnie wygląda, ale jak ją tak ubiorą jak mnie, to cóż dziwnego, że się nikt na mnie nie patrzy. Ach! tak chciałabym pójść za mąż, żeby mieć taką suknię... SCENA DRUGA. ஐ ஐ BABUNIA (bardzo stara kobieta, ubrana w jasną popielatą suknię — białą koronką ma na włosach). Mysia! Mysia!... dlaczego mi wzięłaś gazetę — myślałaś, że ja śpię? to ty mi wykradasz kurjery. MYSIA, ja, babciu... to nie dla mnie... to... BABUNIA. Gdzie gazeta? aha! to panna Ziunia ma ją w ręku — co top chcesz może czytać felieton? i zaraz! patrzcie ją... smarkata... ZIUNIA. Czytać? Ja wcale nie myślałam czytać... MYSIA. Ona chce sobie zrobić tiurniurkę... BABUNIA. Co? co? tiurniurkę? słyszane to rzeczy — za moich czasów, dzieci takie jak ty nie miały pojęcia o tem, co to jest tiurniurka... ZIUNIA. Bo to nie było modnie. BABUNIA. Nie... bo to nieprzyzwoicie. Połóż mi zaraz tą gazetę i idź się ubierać. ZIUNIA (zadąsana). Czy znowu jak przyjdzie ten czuły narzeczony Tosi, mam siedzieć z nimi? Oni ciągle przedemną uciekają, babciu ja sobie z nimi nie mogę dać rady. BABUNIA (z uśmiechem). Nie, pan Władysław dziś nie przyjdzie, dopiero jutro na ślub przyjdzie. ZlUNIA (pochmurna). Babciu... BABUNIA. Co Ziuniu? ZIUNIA. To po ślubie Tosia z tym panem sama pojedzie? BABUNIA. Pojedzie! ZIUNIA. Samiutka jedna? BABUNIA. Naturalnie. ZIUNIA. A czy to będzie przyzwoicie? BABUNIA. Ach ty sroczko... przecież to będzie jej mąż... (Ziunia kręci głową z powątpiewaniem — głos za sceną woła: „Ziuniu“). Wołają cię, pewnie fryzjer przyszedł. ZIUNIA (nagle zasępiona). I on mi nic nie poradzi... dwa dni z papilotami chodzę i jeszcze się nie trzymają... (Wychodzi na prawo). SCENA TRZECIA. BABUNIA, MYSIA. ஐ ஐ MYSIA. Babuniu, czy ty byłaś kiedy tak ubrana? BABUNIA. Byłam moje dziecko!... MYSIA. A dawno? BABUNIA. O dawno! MYSIA. Ale ja już wtedy żyłam? BABUNIA. Ptaki o tobie jeszcze nie śpiewały — głuptasiu jedna. To było już tak dawno, że nawet ten ksiądz co mi ślub dawał — nie żyje. (Siada na kanapie). MYSIA (po chwili). Powiedz babciu jak to ludzie umierają. Ja już dużo widziałam — jak koleją jeżdżą, jak to w teatrze tańczyli, jak się bili na ulicy, że sobą nosy porozbijali a i ślizgawkę też widziałam, ale ja nie wiem jak ludzie umierają. BABUNIA. Dowiesz się moje dziecko. MYSIA. A kiedy babciu! kiedy?... BABUNIA (z westchnieniem). Może bardzo prędko Mysiu! MYSIA. Ty mi to powiesz, babuniu? BABUNIA (po chwili). Ja ci nie powiem, ja ci pokażę moje dziecko jak się umiera... MYSIA (zachwycona). O babciu! BABUNIA Tylko ty wtedy będziesz spała moje dziecko, bo starzy ludzie najczęściej umierają nad ranem. (Zasłania oczy). MYSIA. To mnie obudzą (po chwili). Ty płaczesz babuniu! Co tobie? Nie płacz. To przezemnie? Mysia była niegrzeczna?... BABUNIA (wstaje). Ale nie, nie, nie przez ciebie... o!... widzisz, patrz lepiej jaka śliczna suknia. I ty kiedyś będziesz miała taką, jak będziesz szła za mąż... MYSIA. Za mężczyznę?... BABUNIA. Naturalnie! MYSIA (z płaczem). Nie, ja nie chcę... ja tylko pójdę za mąż za ciebie babciu, albo za mamusię. BABUNIA. Dobrze... dobrze nie płacz... SCENA CZWARTA. Te same, służąca (ubrana w biały kaftanik, biały czepek, fartuch biały, duży, który zasłania prawie całą suknię jasno-popielatą; później Janka). ஐ ஐ SŁUŻĄCA. Proszę starszej pani — panna Janka przyszła przez kuchnię. BABUNIA. No to niech wejdzie! SŁUŻĄCA. Ona mówi, że chcę się widzieć z panienką. BABUNIA. Cóż to za komedja — może panienka ma do kuchni do niej wychodzić? (idzie do drzwi i woła). Janko! Janiu!... a chodźże tu. (Służąca poprawia świece w kandelabrach i wychodzi). JANKA (wchodzi; słuszna, wysoka panna, bardzo ładna, blada i wzruszona — odziana ciemno w żakiecie i czapeczce na głowie). BABUNIA. Cóż tam robisz w kuchni? JANKA (całując w rękę babcię). Ja chciałam... BABUNIA. Co co? chciałaś się widzieć z Tosią? Nie można fryzjer ją czesze... MYSIA. Patrzaj Janka jaka sukienka, to na ślub dla Tosi. JANKA (zagryzając wargi). Bardzo, bardzo ładna. BABUNIA. Dlaczego ty nie ubrana? idźże do domu — ubierz się i przyjdź. A pamiętaj, zupełnie biało, bo to dziewiczy wieczór Tosi. To wszystkie musicie być białe, jak stadko gołębi... to już taki zwyczaj... panieński wieczór! dziewiczy wieczór!... JANKA. Ja chciałam... chciałam koniecznie widzieć się z Tosią... BABUNIA. Powiadam ci, że fryzjer ją czesze. Po co ci widzieć się z Tosią? Masz jej co do powiedzenia?... JANKA. Tak.. BABUNIA. No to jej powiesz jutro... albo nie, powiesz jej tam kiedyś po ślubie... JANKA. Nie... nie... ja jej to muszę powiedzieć jeszcze przed ślubem... (Babunia patrzy na nią uważnie). BABUNIA (po chwili). Ej Janka, Janka, daj spokój, nie mąć szczęścia ludziom, ty na tem nie zyskasz! JANKA (jak w gorączce). Ja muszę... ja muszę... BABUNIA (ze znaczeniem). To trudno, moja droga. Nic z tego wszystkiego nie będzie, wyperswaduj to lepiej sobie... JANKA (zmieszana). Ale... pani nie wie co ja chcę Tosi powiedzieć. BABUNIA (po chwili). Może nie wiem, w każdym razie dla mnie bliższa Tosia niż ty moja droga i ja nie dam krzywdy jej robić... Lepiej rozpogódź czoło i przypatrz się sukni... co? jakie koronki... JANKA (z goryczą). O tak! wspaniała... Tosia jest bogatą panną, może sobie za swój posag kupić nietylko koronki ale i... (urywa). BABUNIA. Ha!... to trudno... zdaje się, że do końca świata będą bogate i biedne panny. Trzeba się zdecydować na rezygnację — a ty zawsze zazdrościsz bogatszym. JANKA (z bolesną ironią). Pani wie, że jeśli chciałam mieć pieniądze, to nie po to, aby sobie kupić męża, ale dlatego, aby wyjechać na studja i stanąć o własnych siłach, ale teraz mi wszystko jedno i o co innego chodzi, co zaś do rezygnacji to słowo, ale zastosować je w życiu trochę trudniej. BABUNIA. Dlaczego? skoro się ma wiarę w sercu a w duszy poczucie własnej godności. JANKA (zapatrzona przed siebie). Są okoliczności, w których kobieta traci wiarę i dumę. BABUNIA. Dumę... może. Ale wiarę nigdy! a zresztą ja już kobieta starej daty — gdy miałam zmartwienie, umiałam się wypłakać i pomodlić w kącie... Ale ja jeszcze czytałam książkę do Nabożeństwa Dunina — to co innego. JANKA. Ja tego nie potrafię! BABUNIA. Wiem to, wiem. A szkoda, szkoda, ze łzami przy modlitwie uraza spływała i ja nigdy nie byłabym (ze znaczeniem) chciała cudzego nieszczęścia. (Janka milczy). Sądzę, że lepiej będzie dla ciebie, Janka, gdy nie będziesz się widzieć sam na sam z Tosią. JANKA (która chwilę wpatrywała się w fotografię mężczyzny na biurku). O! muszę, muszę widzieć Tosię. SCENA PIĄTA. Też same, TOSIA, ZIUNIA. ஐ ஐ TOSIA (ładna, młoda, lalkowata panienka o niewiele znaczącym wyrazie oczu i twarzy; ubrana wytwornie, biało i prześlicznie; à la vierge uczesana, biegnie za Ziunią wołając). Oddaj puder... oddaj puder... ZIUNIA (uciekając). No, daj mi spokój. TOSIA. Babciu, ona mi usypała pudru z tego pudełka, co jest na wyprawę i zabrała flakonik perfum; BABUNIA. Tosiu!... wstydź się... nie lataj. Niktby patrząc na ciebie nie pomyślał, że idziesz jutro za mąż. TOSIA. Co to ma jedno do drugiego. Dzień dobry, Janko. Cóż ładnie mnie uczesali? fryzjer powiedział à la vierge... niby, niby stosownie na dzisiejszy dziewiczy wieczór. Uczesz się tak samo — pan Władysław mówił mi kiedyś, że ty masz twarz do tego stworzoną, (nagle do Ziuni). Oddasz mi puder, ty nieznośna kokietko. ZIUNIA. Jak mamcię kocham, babciu, wzięłam dla żartów okruszynę... a tu zaraz takie krzyki... Czekaj, powiem panu Władysławowi, że jesteś złośnica, że się pudrujesz, że jak tylko są konfitury, to je pokryjomu wyjadasz, to zobaczymy czy on się z tobą ożeni. Wybiega na prawo, potykając się o sługę, która wnosi bukiecik róż białych i list). SCENA SZÓSTA. Te same oprócz Ziuni, SŁUŻĄCA. ஐ ஐ SŁUŻĄCA. Proszę panienki (z uśmiechem). od pana Władysława. TOSIA. Babciu jakie cudne róże. Ach jaki on dobry, rano przysłał mi kosz z gołębiem, teraz znów wiązankę róż; zobaczymy co pisze. (Czyta). JANKA (zbliża się do niej). Tosiu... ja chciałabym cię prosić, ażebyś... TOSIA (z roztargnieniem). Co? może chcesz żeby ci co pożyczyć na dzisiejszy wieczór? rękawiczek? wachlarza? JANKA. Nie... TOSIA, Patrz co on do mnie pisze — nazywa mnie swojem słonkiem, to ładnie, co? nazywał cię kto kiedy słonkiem? BABUNIA. Zapomniałaś Tosiu, że Janka nie miała jeszcze narzeczonego a do przyzwoitej panienki tylko narzeczony ma prawo pisywać takie listy. JANKA (cicho do Tosi). Oddal babcię ja muszę z tobą sam na sam pomówić. TOSIA (zdziwiona). Ty? ależ babcia nam nie przeszkadza — babcia nie zdradzi naszych sekretów — prawda babciu? BABUNIA (gładząc ją po włosach). Prawda moje złoto... TOSIA. Ja nigdy nie będę miała przed tobą tajemnic, ja to już mówiłam panu Władysławowi. Ja wszystko będę babci opowiadać. BABUNIA (śmieje się). E!... znajdą się rzeczy, których mi nie będziesz opowiadać. TOSIA. O nie! wszystko! wszystko! (do Janki). Ale dlaczego ty, moja Janiu, jeszcze się nie ubrałaś? ja ci dałam przecież już dwa dni temu moją bluzkę i sukienkę, żebyś ją przedłużyła. JANKA (z goryczą). Dziękuje ci serdecznie za twoje dary, ale ja z nich użytku nie zrobię. Nie przyjdę do ciebie dziś wieczorem. TOSIA. Ależ to być nie może! Ty przyjdziesz. Ja ciebie tak lubię i pan Władysław także. JANKA. Ja miałam być u ciebie, ale nie u pana Władysława! TOSIA. Och! Ja prawie już jestem panią Władysławową. JANKA (ze znaczeniem). Jeszcze nie! TOSIA (upuszczając róże z ręki). Dlaczego tak na mnie patrzysz, Janiu! BABUNIA. Nie patrz tak na nią, Janka. JANKA (po chwili). Tego mi zabronić nie możecie! SCENA SIÓDMA. TEŻ same MATKA. ஐ ஐ (Matka lat 45, siwiejąca, ale bardzo mało ubrana jasno-popielato, bogato). TOSIA (otrząsając się z przykrego wrażenia.) Mamo Janka nie chce przyjść dziś wieczorem do nas... MATKA. Dlaczego?... (Milczenie). JANKA (po chwili). Głowa mnie boli. MATKA. To źle. Postaraj się, aby cię nie bolała — kup sobie antipiryny, dam ci pieniądze. Musisz być u nas koniecznie! JANKA. Ależ po co? TOSIA. Będą panienki moje znajome, będzie Frania, Mania, Lili, Muszka, Lunia, Józia, wiesz ta, cośmy na pensji nazywały ją generałem. Wszystkie będą a ty jedna przyjść nie chcesz... JANKA. Nie pociągają mnie... TOSIA. A ja wiem — One się tobie wydają głupie, ale poczekaj, będzie ktoś, z kim będziesz mogła rozmawiać rozumnie. Będzie panna Julja, ta co była w Gehewie, co chodziła na przyrodę i na medycynę. BABUNIA. Ta już zbyteczna. MATKA. Trudno, musimy ją zaprosić, konwensanse! Ale do rzeczy, ty, Janiu przyjść musisz. JANKA. Bezemnie doskonale się zabawicie, ja jestem chora... potem ja jestem zmęczona lekcjami... ja... ja... ja... jestem wam zupełnie niepotrzebna. MATKA. Ależ jesteś konieczna... Bez ciebie będzie nas trzynaście kobiet a na wieczorku panieńskim, w wigilję ślubu... BABUNIA. Oh! nie!... za nic na świecie... To zły znak. Już lepiej ja pójdę położę się spać a na trzynastkę nie pozwolę... TOSIA. Ależ, babciu, jakże bez ciebie! JANKA (z goryczą). A więc to tylko dla tego, aby was nie było w fatalnej liczbie. Więc ja mam was od nieszczęścia ochronić... Ja? ha, ha, ha! to zabawne, (po chwili). A kto wie! może ja wam właśnie nieszczęście przyniosę? MATKA. Żartujesz chyba... JANKA, (nagle podniecona). Ja? nie? Choć od dziecka podobno przynosiłam nieszczęście, Stało się coś złego... oho!... Janka była za progiem. Podobno mam takie zielone oczy — po co ja mam tu przychodzić z temi oczami i patrzeć na tę ślubną suknię i na pannę młodą, na te róże, na te fotografię... TOSIA. Co tobie Janko?... JANKA. Nici nic!... No to jeżeli chcecie i tak mnie zapraszacie, to ja przyjdę (z ironią). Pójdę, ubiorę się w Tosiną sukienkę i przyjdę. To nic — że sukienka cisnąć mnie będzie i tu i tu i koło serca, ale ja przyjdę na czternastą z pełnemi garściami szczęścia? kto wie!... MATKA. Jakto!... kto wie?... JANKA. Spytajcie tych róż, one wiedzą — uwiędły, bo ja spojrzałam na nie. Bądźcie zdrowi! (Wybiega). SCENA ÓSMA. BABUNIA. MATKA, TOSIA. ஐ ஐ MATKA. Szalona dziewczyna... co jej się stało? Widocznie te lekcje muzyki tak ją denerwują. BABUNIA, Podnieś róże, Tosiu, i włóż do wody. TOSIA. Babuniu! one naprawdę zwiędły — a pan Władysław pisał mi: niech one pani przyniosą szczęście?... BABUNIA. Ożyją. TOSIA. Taka szkoda, biedne kwiaty (po chwili). Pan Władysław pisał, że mi jeszcze gotuje jakąś niespodziankę. MATKA. Ach Boże! moja Tosiu, trzymasz kwiaty tak blizko sukni ślubnej — patrz one wilgotne, mogą poplamić atłas. Wogóle trzeba, ażebyś była trochę uważniejszą. Ja ręczę że podczas ślubu poplamisz suknię. Takie z ciebie dziecko. A ja chciałam ci powiedzieć dziś jeszcze... BABUNIA (przerywa). Daj pokój, Emiljo! nie ucz jej niczego, nie dawaj jej żadnych nauk. Życie będzie sto razy lepszym od ciebie nauczycielem. To jedyny, który mówi zawsze prawdę. Ośmnaście lat ją uczyłaś — puść ją o własnych siłach. MATKA. To za wcześnie — chodź do mnie, Tosiu, to ja dokończę cię ubierać i porozmawiam z tobą o twoich przyszłych obowiązkach. Do tej pory nie miałam czasu. Tyle kłopotów z tą wyprawą... potem z tem weselem... no, chodź, moje dziecko. BABUNIA (odprowadza matkę na bok). Prawdy jej nie powiesz... będziesz kłamać, więc po co?... MATKA. Moja mamo, taki już zwyczaj Tak chcą konwensanse. (wychodzi z Tosią). BABUNIA (za niemi). Idź, idź ty konwenansowa niewolnico... SCENA DZIEWIĄTA. BABKA, WISIA, SŁUŻĄCA. (Wisia rezolutna dziewczynka, ubrana cała biało z lokami). ஐ ஐ SŁUŻĄCA. Przyprowadzili Wisię. WISIA (całuje babkę w rękę). Dzień dobry pani! BABUNIA (do sługi). Zostaw ją tu. A powiedz Janowi; ażeby nie wychodził otwierać. Dziś ty drzwi otworzysz i wogóle niech mi się tu żaden mężczyzna nie kręci po pokojach. Dziś panieński wieczór — pamiętaj o tem. A pospuszczałaś rolety? mieszkanie na parterze a ty zawsze o tem zapominasz — i świecę zapal! WISIA (chodzi dokoła sukni). Dlaczego ta pani nie ma głowy? BABUNIA. Bo to nie pani, ale manekin — zaraz ci przyślę Mysię. Nie ruszaj tylko tutaj nic, moje dziecko. WISIA. Dobrze, proszę pani!... (Babunia wychodzi na prawo). Nie ruszaj, zaraz — (idzie do parawana, zagląda, biegnie do tualetki, rusza wszystko, do biurka, potem zagląda pod tren sukni i mówi). I! to taka pani z drutu... SCENA DZIESIĄTA. WISIA, MYSIA, TOSIA, LUNIA. (Mysia wystrojona na biało). WISIA (pędzi do Mysi krzycząc). Dzień dobry Mysiu. MYSIA. Dzień dobry! nie krzycz tak, bo to nie ładnie. WISIA. I! nie będziesz mnie uczyła — (ogląda suknię Mysi). Twoja suknia brzydsza niż moja. MYSIA. To twoja brzydsza, u mnie szarfa z tyłu a u ciebie co?... WISIA. U mnie jest koronka. MYSIA. Ale u mnie wstążka. WISIA (zła). A u mnie w domu jest już elementarz i duża piłka. MYSIA (zła). A ja wczoraj piłam czekoladę a ty nie! WISIA (triumfująco). A ja wczoraj brałam lekarstwo, a ty nie. MYSIA (czuję się pobitą, po chwili nagle). A moja siostra to idzie za mąż, a twoja nie. WISIA (triumfująco). A mój brat się ożenił i ma czworo dzieci! MYSIA. Nie prawda. WISIA. Jak mamę kocham (po chwili znużona). Bawmy się! MYSIA. W co? WISIA. W panie! MYSIA. Dobrze — to siadaj na kanapie a ja na fotelu... (Siadają jak baletniczki na kanapie, zadzierając sukienki). MYSIA. Dzień dobry pani — dzieci pani zdrowe?... MYSIA. Nie — wszystkie mają podagrę. WISIA. A pani mąż? MYSIA. Od wczoraj jestem wdową! WISIA. A ja właśnie mam iść za mąż za chłopca z cukierni. Będę jadła same ciastka na obiad i będę się myła orszadą (po chwili zeskakują). Schowajmy się! MYSIA. Gdzie? WISIA. Pod suknię! (Włażą pod tren sukni, wbiega Tosia). TOSIA. Mama kazała przynieść sobie mój dzienniczek. Co to ten ślub! Nigdy mama się mnie nawet o dzienniczek nie pytała (wyjmuje z biurka dzienniczek, przybiegając do sukni). Ty moja sukienko, jakie ty mi niespodzianki odkryjesz?... (Obie dziewczynki z dwóch stron wychylają główki z pod sukni wołając: a ku-ku! Tosia śmiejąc się wybiega i wchodzi do pokoju Lunia. Mysia i Wisia biegną do kanapy). LUNIA (podrasłająca panienka, ubrana biało, trochę niezgrabna, czerwieni się co chwila). Jak się masz, Mysiu! dzień dobry, Wisiu! (Wbiega Ziunia, ubrana biało z wielką kokieterją). ZIUNIA. Dzień dobry, Luniu. Co tu robisz z temi dzieciakami, siadaj tutaj — a wy idźcie sobie dalej. Co to jest rozsiadać się po kanapach! Także!... (Szędza Mysię i Wisię. które idą trochę dalej). LUNIA. Jaka jesteś dzisiaj ładna, Ziuniu. ZIUNIA. W sekrecie ci coś powiem, tylko przysięgnij się, że nikomu nie powiesz... LUNIA. Jak mamę kocham! (Wisia podsłuchuje). ZIUNIA. Upudrowałam się! LUNIA. O!... ZIUNIA. Dlaczego ty jesteś taka czerwona? LUNIA. Ach, Boże, czy ja wiem czemu ciągle piekę raki. Wiesz, już mi życie po prostu zbrzydło. Profesor wyrwie mnie, albo ktoś coś powie do mnie, ot tak, albo co bądź, a ja zaraz jestem czerwona jak burak. ZIUNIA. Ja wiem co to jest. ZIUNIA. No co?... ZIUNIA. Ty musisz mieć nieczyste sumienie! LUNIA. Ja! ale Ziuniu co znowu? Ja nie wiem, ja sobie wszystkie grzechy zapisuje do dzienniczka i są same powszednie, jak mamę kocham. ZIUNIA. To już nie wiem (po chwili). Ty wiesz oni sami pojadą. LUNIA Kto? ZIUNIA. Oni! Tosia i ten jej czuły narzeczony (Wisia podsłuchuje). Wisia nić podsłuchuj kiedy starsi rozmawiają (do Luni). Jeżeli przysięgniesz się, że nikomu nie powiesz, to ci coś powiem w sekrecie. LUNIA. Jak mamę kocham nikomu nie powiem. ZIUNIA. Oni się kiedyś pocałowali. LUNIA O!... ZIUNIA. Mama mnie zawsze kazała przy nich siedzieć. Ale oni mnie oszukali — to to, to owo wymyślali, wypychali mnie, aż raz ja to widziałam. LUNIA (ze spuszczonemi oczyma). Pocałowali się. ZIUNIA. Czegożeś taka czerwona? LUNIA. Jakże nie być czerwoną, przecież to chyba grzech. ZIUNIA. E... przyznam ci się, że już zaczynam nic nie rozumieć. A potem okropnie się jednej rzeczy boję. LUNIA. Czego? ZIUNIA. Mama mi się każe pewno do nich wprowadzić po ślubie i będę musiała ich dalej pilnować, zobaczysz!... LUNIA. E! to, to chyba nie. ZIUNIA. Ale zobaczysz — nibyto mama mówi „nie“, ale ja jestem pewna. Jakże ja będę za nimi łaziła — to los! SCENA JEDENASTA. (Też same; wybiega służąca otwierać, hałas w przedpokoju, śmiechy; ze drzwi z lewej strony wbiega Tosia, z przedpokoju wchodzą: FRANIA, MANIA, LILI, MUSZKA, JULJA, wszystkie biało elegancko ubrane, uczesane modnie, znać na nich dostatek i dobre wychowanie). ஐ ஐ LUNIA (zatrzymuje Tosię, podaje jej kwiatki, które trzymała w ręku). Moja droga Tosiu, winszuję ci, że idziesz za mąż. TOSIA. Dziękuję ci! o mój Boże, co ci jest! taka jesteś czerwona (biegnie do wchodzących panienek). Dzień dobry — dzień dobry! WSZYSTKIE. Winszujemy ci, winszujemy (Całują ją i podają jej kwiaty). JULJA (która wchodzi powoli i mówi z wyższością). Ja ci nie winszuię, bo nie wiem jeszcze czego, ale ci życzę, ażebyś była o ile można szczęśliwa za tym mężem. TOSIA. Dziękuję ci! Ale gdzie Generał?... (Józia zwana generałem. Jest to duża dziewczyna z krzakowatemi ruchami, ale nie ordynarnemi, ma włosy uczesane nie zbytnio porządnie i ręce bardzo czerwone, ubrana jest w bardzo elegancką suknie białą, ale stanik ma włożony z tyłu naprzód tak, że piersi ma ściśnięte plecami stanika a na plecach wisi jej garb z przodu stanika; stanik jest zapięty z przodu a właściwie winien być zapięty z tyłu na guziczki). JÓZIA (która trzyma coś z tyła). Jestem! Jak się masz owco na rzeź przeznaczona! Ty! zdradziłaś naszą umowę za to masz mój bukiet. (Wyciąga z poza pleców rózgę związaną wstążką). PANIENKI (śmieją się). Och, Generale. JÓZIA. Zdradziłaś przysięgę. Dałyśmy sobie słowo, że nie wyjdziemy za mąz, pamiętacie, dzieci? LILI, FRANIA, MANIA, MUSZKA. Prawda! JÓZIA. Jedna już chciała zerwać umowę ale (patrzy na Franię, ta nagle mieni się na twarzy i Józia rzuca się jej na szyję). Nie, nie. Już nie, nie, nie będę nic do ciebie mówiła (do Tosi). Ale ty nie zasługujesz na inny bukiet i weź go sobie... TOSIA (śmiejąc się). Szczęście, że mnie tą rózgą nie wybijesz. JÓZIA. Zdałoby ci się. Po co ci mąż? Dlaczego ja nie chcę iść za mąż... JULJA. Z takiemi manierami trudno wyjść za mąż... JÓZIA. Zapewne... ale i te ze studenckiemi manierami nie prędzej idą odemnie, a nawet dłużej czekają — i jeśli myślą, że są bardzo mądre, bo były trzy miesiące na medycynie — to się mylą... JULJA. Bo same nie chcą iść za mąż, mają inne cele w życiu. TOSIA. E! co tam, już się stało, klamka zapadła. JULJA. Od ołtarza się ludzie rozchodzą. MANIA. Jaka cudna suknia z patką ztyłu. Tylko zdaje mi się, że w pasie trochę za szeroka, na mnie przynajmniej byłaby ogromna. LILI. Naturalnie, nie każdy jest taki cienki w pasie jak ty!... JÓZIA. Tylko patrzeć jak się kiedy przetniesz na dwie połowy i będą cię musieli sklejać klajstrem od porcelany. MANIA. Bóg wie co wygadujecie... — o niech każda się przekona, czy ja mam ściśnięty gorset, no! LILI. Daj pokój, małoś nie zemdlała w karecie!! (inne panienki oglądają suknię). FRANIA. To ładna taka forma princesse, to dodaje powagi!... JÓZIA. Będziesz w tej sukni wyglądała jak kaczka!... PANIENKI. O!... JÓZIA. Cóż o! Czy ja to się niby nie znam na modzie? jak kaczka powiadam i tyle. JULJA. Ja inaczej byłabym się na ślub ubrała. Ciemno, poważnie, bo niby czego się znowu tak cieszyć — małżeństwo to nie zabawa, to cała serja przykrości, chorób, kłótni, zdrad, Bóg wie czego!... TOSIA. E!... Tak źle nie jest. LILI. Najgorsze w małżeństwie to dysponowanie obiadu. MUSZKA. jabym się bała iść za mąż... WSZYSTKIE. Dlaczego? JÓZIA. To wszystko zależy od tego jak się z mężem postąpi, odrazu jak ja nie wezmę pod pantofel, to on mnie weźmie pod but. JULJA. Co? co? pod but — jakie ty masz wyrażenia? JÓZIA. Generalskie... pod but! więc ja jego panie dobrodzieju za łeb i już mam całe życie spokojne... MUSZKA. Ale czy on będzie miał całe życie spokojne... JÓZIA. Co mnie to obchodzi, ja jestem Samson i tyle... WSZYSTKIE. Co? co? Samson?... JÓZIA. No tak samojednik. Ach!... Pardon, egoistka, mówiąc po dystyngowanemu, byłam z wami na pensji, ale nie nauczyłam się jeść widelcem ryby, ani spać w rękawiczkach. Doprowadzam do rozpaczy moją matkę, ale nic na to nie poradzę, więc gadam tak po swojemu. MUSZKA (spuszczając oczy). Ja znowu gdybym już musiała koniecznie wyjść za mąż, to chciałabym żeby moj mąż... (urywa). JÓZIA. No wyduś! MUSZKA. E nie! JÓZIA. Gadaj!... MUSZKA. Był sokołem i nosił takie piórko u czapki, to tak ślicznie. (śmieją się wszyscy). TOSIA, (do Frani cicho). Jaka ty dzisiaj jesteś blada, Franiu! FRANIA. Nie zważaj na to... TOSIA. Ja wiem, wiem co ci jest, ty sobie przypominasz śmierć twojego narzeczonego i bardzo ci smutno, prawda... (Frania milczy. Ja to teraz dopiero rozumiem, Franiu jakie to musiało być dla ciebie straszne, mnie się zdaje, że gdyby tak pan Władysław zmarł to jabym go nie przeżyła. FRANIA. Musiałabyś go przeżyć, to trudno! TOSIA. On mnie tak kocha! patrz napisał do mnie list i pisze „ty moje słonko“. FRANIA. Mój do mnie tak samo pisał. MANIA. Ale jutro w kościele pamiętaj pociągnąć mnie za sobą, jak będziesz odchodzić od ołtarza. LILI. I mnie pociągnij! MUSZKA. Tosiu i mnie pociągnij! (Dzieci wołają „także i mnie“). JÓZIA. Co i was, bębny? za mąż się im śpieszy. A do elementarza. Ale to pamiętaj, Tosiu, że twoja ręka podczas wiązania stułą musi być na wierzchu; pamiętaj, inaczej on będzie nad tobą przewodził całe życie. JULJA (siada przy fortepianie). Upokażająca niewola!... LUNIA (nieśmiało). Dlaczego, jeśli się kocha... (zaczerwieniona, czując wzrok wszystkich na sobie chowa twarz w ręce). JÓZIA. Głupstwo, w małżeństwie niema miłości! LILI. A tak; mówią, że jest tylko szacunek. Hi, hi, hi! TOSIA. Ach, nie!... mówcie tak, proszę was — to byłoby bardzo smutno... JULJA (zaczyna grać powoli). Powiedziałam, że małżeństwo nie jest idyllą. WISIA (Wpadając nagle pomiędzy wszystkich). Wiecie, Ziunia się upudrowała! ZIUNIA. Nie prawda! WISIA. Prawda, sama słyszałam, mówiła! ZIUNIA. Idź stąd, ty nieznośna! (Służąca dawno wniosła tort, wino w małych kieliszkach, cukierki, pomarańcze, aby panienki jadły i piły). MANIA. Ja gdzieś słyszałam, że małżeństwo jest grobem miłości. LILI (pretensjonalnie). To zależy pewnie od żony. Ja sądzę, że można miłość wszędzie utrzymać! JÓZIA. Swoją drogą, jakby mnie mąż nie kochał, to jabym mu włosy z głowy powyrywała. ZIUNIA. A jakby był zupełnie łysy? (Okropny chichot wśród panienek). JÓZIA. Cicho, subordynacja, za łysego nie pójdę, mój mąż musi być!... ZIUNIA. Rudy! (Znowu śmiech). JÓZIA (do Ziuni). Głupia jesteś. Już ja wiem jaki on będzie... (Julja gra gawota, panienki powoli podchodzą do fortepianu i zaczynają nucić, najprzód Frania, za nią inne i formuje się grupa, która rozwija się w łańcuch, prowadzony przez Franię i stopniowo wzrostem aż do Wisi i Mysi i panienki gawotowym krokiem okręcają ślubną suknię, śpiewając). Sukienko ślubna jakby lilij kwiat Zjawiłaś się wśród nas jak cień, Przed tobą korzy się dziewczęcy świat, Bo jutro twój królewski dzień, Sukienko biała jak śniegowy puch Pamiętaj proszę o mnie też, Sukienko biała, lekka jakby duch I mnie w przedślubny welon bierz. (Nagle Frania zaczyna łkać, przerywa łańcuch i taniec, biegnie do fotelu pada nań i zaczyna płakać gwałtownie — wszystkie panienki biegną ku niej). JÓZIA. Franiu co ci się stało! Franiu! TOSIA (cicho do panienek). Wy wiecie przecież... przypomniał jej się narzeczony... umarł... na trzy dni przed ślubem. WSZYSTKIE. Tak, tak!... FRANIA (powoli, jakby sama do siebie, podczas gdy panienki grupują się dokoła niej w ładnych smutnych pozach). Tak, pamiętam wszystko, ta suknia, ten gawot, on go grał zawsze, suknia była taka sama — ślub miał się odbyć za trzy dni, we środę a w niedzielę czekamy. Chodziliśmy zawsze razem do kościoła: mama, ja i on, czekamy napróżno, poszłyśmy same, potem z obiadem czekamy a jego niema. Mamcia widzi co się ze mną dzieje więc idzie, on mieszkał u brata! Mamusia dochodzi do domu — stoi masa ludzi i mówią: taki młody! taki młody. Co? jak? kto? już znaleźli nieżywego odpowiadają — mamusia biegnie i zastaje już trupa — (po chwili) zastrzelił się!... (panienki patrzą po sobie). I nikt nie wie dlaczego? — umarł ze swoją tajemnicą; zmarł; nikt nie wie, nikt się już nie dowie... (Słychać silny trzask jakby pękającego drzewa). PANIENKI (przerażone). O!... (Tulą się do siebie). MUSZKA. Może on jest tu między nami — ja słyszałam, że samobójcy nie mają po śmierci spokoju!... JULJA. Co za niedorzeczność. Meble pękają, nic więcej... FRANIA. A ja wierzę, że nie panno Juljo. Panią medycyna czego innego nauczyła! a mnie moje nieszczęście czego innego. Ja chcę wierzyć, że on mnie widzi! (pukanie do okna). Och! (Dziewczyny się tulą jak stadko owiec do siebie). MUSZKA. Nie otwierajcie!... JÓZIA. Co za nonsens! duchy będą po ulicach chodzić (biegnie do okna, przez które ktoś wrzuca całe masy białego bzu i lilji). No to chyba zrobił ktoś żyjący, patrzcie — bzy. (Dziewczęta biegną i podnoszą śmiejąc się i ubierają się w kwiaty). TOSIA. To on, Władek to zrobił nikt inny! SCENA DWUNASTA. też same, BABUNIA, MATKA, później JANKA. ஐ ஐ (Panienki biegną i witają się całując panie po rękach — chwilę trwa zamieszanie, wchodzi Janka). JANKA (ubrana biało). Przychodzę w porę? widzę właśnie trzynaście osób. MYSIA. A! Tosina sukienka! Janka ma Tosiną sukienkę... (Chwila milczenia). JANKA (z wysiłkiem). Tak, Tosia była tak dobrą i podarowała mi swoją starą sukienkę, bo jestem biedna i nie mam sobie za co sprawić. (Wita się z pannami). TOSIA. Ależ, Janiu!... BABUNIA. E, co tam!... potańczcie lepiej trochę. WSZYSTKIE. Potańczymy! ZIUNIA. Nie ma kawalerów. BABUNIA. A tobie na co kawalerów — tańczcie jedna z drugą. WSZYSTKIE. Ależ chętnie. (Julja gra walca cicho — panienki zaczynają tańczyć w głębi sceny, przedtem sługa uprzątnęła manekin). MATKA (do Janki). Napij się wina moje dziecko i zjedz trochę cukierków. JANKA (ironicznie). Dziękuję, pani, taka dla biednej kuzynki łaskawa, proszę o trochę papieru, zabiorę co nie dojem z sobą do domu... MATKA. Co ci jest Janka. JANKA (z gorączkową wesołością). Mnie nic, pójdę tańczyć (do Józi), Służę ci, generale. (Tańczy). MATKA (do Babki). Taki strach mnie przejmuje! BABUNIA. Dlaczego?... MATKA. Dopiero teraz pytam się sama siebie czy dobrze robię wydając Tosię tak młodą za mąż. Patrz, między temi dziećmi, w tym tanecznym wirze trudno ją odróżnić. I jutro już żona!... JANKA (do Józi). Pysznie tańczysz, mój generale!... JÓZIA. Prawda? mam sznit wojskowy — ja powinnam była się urodzić lejtnantem, co? JANKA (z gorączkową wesołością). Ale patrz generale... włożyłaś stanik z tyłu naprzód!... JÓZIA. Guziki z przodu. JANKA. Powinny być z tyłu... Oj ty! już z ciebie nie będzie nigdy taka Mania — patrz jak lalka — a teraz idź, idź!... TOSIA (do Janki). Nie powinszujesz, mi Janko? JANKA (prędko, gorączkowo korzystając z tego, że babka i matka zajęte panienkami). Owszem dam ci nawet dowód jak bardzo ci sprzyjam... Tosiu, posłuchaj mnie — ja, ja, nie mam czasu mówić ci dokładnie wszystkiego... ale zrozum, twój ślub się nie odbędzie! TOSIA. Zerwać? dlaczego? (w tej chwili przybiega Mania i porywa Tosię do tańca — Tosia tańczy jedną turę — wyrywa się, wraca do Janki, która stoi blada jak trup na przodzie sceny). Dlaczego ja mam zerwać? dlaczego?... JANKA. Bo Władysław nie ciebie, ale mnie kocha... bo z tobą żeni się dla posagu! rozumiesz, dla posagu?... TOSIA (jakby gromem rażona). Nie, nie! to być nie może, to nie podobna — on mówił jeszcze wczoraj, że mnie jedną tylko w życiu kochał. JANKA. Mnie mówił to samo, ale jeszcze przed tobą... kochaliśmy się tak bardzo... ja... ja... tyle szaleństw dla niego popełniłam. Ty nie rozumiesz, ale on miał się ze mną żenić, potem zaś przyszłaś ty, on dowiedział się o twoim posagu i porzucił mnie — porzucił... TOSIA. Ty kłamiesz! JANKA. Wiedziałam, że mi wierzyć nie będziesz, masz, czytaj, to są dowody — (daje jej paczkę listów) jego listy... TOSIA (przegląda). Boże! jego pismo, tak, tak, co on pisze? moje słonko? do ciebie tak samo jak do mnie? JANKA. Do mnie tak samo jak do ciebie... TOSIA (oszalała z bólu). Mamo! Babciu! (biegnie do nich, obie siedzą po lewej). Patrzcie pan Władysław kochał się przedtem w Jance — porzucił ją dla mnie — to jest dla mego posagu — to są jego listy — nazywa ją słonkiem... jak mnie... ja nie mogę iść za niego!... nie mogę!... (Rzuca się matce w objęcia, która ją tuli). MATKA. Cicho, cicho, nie płacz! rzeczywiście to bardzo zły postępek!... JÓZIA (głośno). Dosyć walca, będziemy tańczyć lansyera. PANIENKI. Nikt z nas nie umie. (Grają lansyera, panienki próbują tańczyć). MATKA. Pokaż te listy (czyta). Rzeczywiście ta dziewczyna nie skłamała. Ach, co, teraz? co teraz? co świat powie? Otóż to, kiedy kobieta pozostanie sama nie wie co robi, kogo w dom wpuszcza. MANIA (do Tosi). Tosiu, Tosiu, chodź potańcz z nami! BABUNIA. Idź, Tosiu, nie trzeba zasmucać swych gości, potańcz i powróć tu za chwilę, otrzej łzy, wszystko będzie dobrze. TOSIA. Ale jak, babciu? jak? JÓZIA. Tosiu, czekamy! a ty, Janka? JANKA (ironicznie). Nie, ja nie tańczę, mnie za ciasno w darowanej przez Tosię sukni. JÓZIA. Ale co tam, chodź (chwyta Janką i ciągnie za sobą). Tańczmy menueta to ładniejsze!... PANIENKI. Tak, menueta! (Trzeba aby menuet rozpoczął się wtedy, kiedy babka mówić zacznie). BABUNIA (na tle menueta łagodnym głosem. Matka obok niej, u jej kolan Tosia). Jest nas trzy w tej chwili. Trzy kobiety — trzy wieki. Młodość, wiek dojrzały i starość; przed tobą całe życie, przed tobą połowa a przedemną śmierć i gdy się właśnie dojdzie do kresu tego, na którym ja stoję to krewkość młodości odpada i widzi się życie takiem, jakiem ono jest, ni piękne, ni brzydkie; a to co my nazywamy występkami to jest takie drobne wobec majestatu śmierci — a to co się nazywa dobrem, to takie nic przy wieku trumny. Ty jeszcze, Emilio, masz porywy młodości. Ty nazywasz Władka nikczemnym, bo kochał ładną dziewczynę. Hm! mój Boże — po prawdzie powiedziawszy okazał dobry gust... MATKA. Ależ on ją porzucił! oszukał... BABUNIA. Ta, ta, ta, Janka nie dziecko, wiedziała co robi. Chciała być oszukiwaną i jest nią! TOSIA. Babciu! to się musi zerwać... ja za niego nie pójdę. BABUNIA. Czy to dlatego, aby on się ożenił z Janką? ale on się z nią nie ożeni, tylko znajdzie sobie jaką inną pannę i... TOSIA (z płaczem). Ja nie chcę, żeby on się z kim innym żenił! BABUNIA. A widzisz. Dziś ci łatwo powiedzieć „zerwę“ ale potem byłoby trudno, płakałabyś tak po nim jak Frania płacze po tym zabitym. Wierz mi, najpiękniejsze co jest na świecie, to umieć zapomnieć! a czas dopomoże. Wierz memu doświadczeniu! MATKA. Ale jeśli świat się dowie — konwenanse każą zerwać. BABUNIA. Świat się nie dowie! Dla konwenansów czynić Tosię nieszczęśliwą — to głupio, słuchaj, Tosiu, w miłości nie ten jest szczęśliwy kto jest kochany, ale ten kto kocha. Ty kochasz, więc będziesz szczęśliwą. No dajcie pokój, nie patrzcie na drobiazgi przez powiększające szkło, ale przez moje okulary, które czas i łzy oszlifowały. Nie zrywajcie, bo to sensu nie ma; gdyby dla takich przyczyn zrywać małżeństwa to należałoby tę instytucję zwinąć zupełnie (z uśmiechem), a byłaby szkoda, bo ona ma swoje dobre strony. MATKA. Więc mama radzi, żeby... BABUNIA. Udać, że się o niczem nie wie. Z Janką ja się załatwię; listy mi dajcie! (bierze listy i pali je kolejno) skończyło się, niema nawet o czem myśleć! (wstaje). Moje panienki nie umiecie tańczyć menueta. Choć to także nie moja epoka, le zawsze jestem jej bliższa niż wy, moje panienki. (Panienki przerywają tańce i otaczają babcię, przez ten czas Tosia tuli się do matki). LILI. A jakie tańce tańczyli wtedy? BABUNIA. Solowe, mała panienko, z szalem, kaczucżę, nóżkę trzeba było mieć wyrobioną a talię taką, żeby bransoletką się opasać. JÓZIA. Kłaniam uniżenie; ładniebym w takiem towarzystwie wyglądała. MANIA. A widzicie, śmiejecie się ze mnie!... JULJA. Idź! idź! to było przed stu laty, teraz rozkrępowali kobiety z powijaków. BABUNIA. No tańczmy, panienki!... PANIENKI. Pani z nami?... BABUNIA. Naturalnie, Janko, ty będziesz tańczyć ze mną. JANKA (zmieszana). Ja? BABUNIA. Ty — ja ci każę; tańczymy. (Zaczynają). WISIA (na przodzie sceny siada na fotelu sama) Tyle się wina napiłam, że mi się w głowie kręci!... MYSIA. I mnie też (włazi także na fotel razem śpią). TOSIA (do matki). Każesz mi zapomnieć mamo?... MATKA. Mnie się zdaje, że babcia ma słuszność. BABUNIA (do Janki surowo. Tańcząc gdy dojdzie na przód sceny). Ty co! nie tylko zapomniałaś o godności dziewiczej wdając się w miłostki z Władkiem, ale chciałaś jeszcze zerwać małżeństwo Tosi — Jesteś złą dziewczyną. Ja cię podejrzewałam i radziłam dać spokój — nie usłuchałaś i teraz kto wie, może jak te róże pod twemi oczami, uwiędło szczęście życia mojej wnuczki!... JANKA. Więc ja się miałam poświęcić? broniłam się.... BABUNIA. Nie broniłaś, nie... mściłaś się... wiedziałaś, że twoje szczęście już do nieobronienia! w tej chwili wyjdziesz ztąd, potem ja cię wyszlę do Genewy, idź na studya a nas zostaw w spokoju. JANKA. Ja nie chcę. BABUNIA. Pytać się nie będę, pomówię z twoją matką a teraz idź ztąd! (przerywa się menuet). Panienki, czuję się zmęczoną, tańczcie same, darujcie ale jestem stara (do Janki). Idź ztąd. JANKA. Pójdę! (z ironią) zostawię was w trzynaście. BABUNIA. Nieszczęście, które nam przyniosłaś, zostanie z nami i będzie czternaste... (do panienek). Panienki, Jankę głowa boli — służąca ją odprowadza do domu, pożegnaj się Janiu! (Janka blada ze wzruszenia, Julja gra walca, panienki zaczynają tańczyć bardzo powoli i z wielkim wdziękiem; Janka kłania się zdaleka matce i wychodzi). FRANIA (przybiega). Chodź, Tosiu, tańczyć — taki walc, to tak kołysze, tak uspakaja. BABUNIA. Idź, Tosiu, idź! TOSIA (patrząc na Franię). Kiedy ty, Praniu, możesz tańczyć, to i ja chyba mogę. (Idzie tańczyć z Franią) BABUNIA (patrzy chwilą na tańczące panienki). jak one jeszcze będą płakać gorzko w życiu, te biedne dziewczęta! Ha! ha!... (po chwili z uśmiechem smutnym). A jak niepotrzebnie! (Panienki tańczą ciągle walca, Julja gra, jedna z nich stoi na krzesełku i rzuca na tańczących liljami i bzem). (Zasłona spada) KONIEC.
Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Jak złota kula nad wodami Jak świt pod spuchniętymi powiekami Jak zorze miłe, śliczne polany Jak słońca pierś, jak garb swój nieść Jak do was, siostry mgławicowe, ten zawodzący śpiew [2x:] Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz Cudne manowce, cudne manowce, cudne, cudne manowce
Tekst piosenki: Byle Jak Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › Tak mało jest Pomiędzy nami spraw Znudzona ja Mówi umyj, sprzątnij, zgaś Kolejny rok Udało się przespać nas Bez wielkich łez I bez wielkich strat Bo przecież nie jest aż tak Byle jak, wczoraj świat był nasz A teraz byle być, byle trwać Byle jak odliczam końca dnia Do nocy, by doczekać gwiazd Uu uu A nie aż tak byle jak Uu uu Tak mało wiem Bo mało wiedzieć chcę Co robisz, gdzie Jak ci wczoraj minął dzień W pułapce ciał, a pożal się Boże, stań Kolejny raz uciekam, biegnę, gnam Aż tak Byle jak, wczoraj świat był nasz A teraz byle być, byle trwać Byle jak odliczam końca dnia Do nocy, by doczekać gwiazd Uu uu A nie aż tak byle jak Uu uu I czasem się sparzę Od święta odważę się chcieć Chcieć czegoś naprawdę Na niby już nie Aaaa Jest aż tak Byle jak, wczoraj świat był nasz A teraz byle być, byle trwać Byle jak odliczam końca dnia Do nocy, by doczekać gwiazd Oo ooo A byle jak Oo uu Byle jak There is so little between us I am bored, say wash up, clean up, turn off Another year we slept each other away Without many tears and without much loss Because it's not so careless as it seems Yesterday the world was ours And now, just to be, just to last Carelessly I count down till the end of the day Till the nighttime to see the stars Ooo, ooo Not so careless as it seems Ooo, ooo I know so little For little I want to know What you do, where, how was your yesterday In a trap of bodies, Lord have mercy, of minds Once again I escape, run, rush So careless as it seems Yesterday the world was ours And now, just to be, just to last Carelessly I count down till the end of the day Till the nighttime to see the stars Ooo, ooo Not so careless as it seems Ooo, ooo And sometimes I get my fingers burnt Once in a blue moon I dare wish Wish to have something for real Not to pretend anymore It's so careless as it seems Yesterday the world was ours And now, just to be, just to last Carelessly I count down till the end of the day Till the nighttime to see the stars Ooo, ooo So careless Ooo, ooo Careless Pobierz PDF Kup podkład MP3 Słuchaj na YouTube Teledysk Informacje Piosenka Margaret pochodząca z płyty pt. „Monkey Business". W warstwie tekstowej mamy do czynienia z opisem rutyny i monotonni w związku dwojga osób. Bohaterowie wydaja się być znużeni swoją obecnością i potrzebują chwili wytchnienia. Utwór został zobrazowany podwójnym teledyskiem, który ma formę krótkometrażowego filmu. Słowa: Małgorzata Jamroży, Emil Gullhamn, Sebastian Hallifax Muzyka: Małgorzata Jamroży, Emil Gullhamn, Sebastian Hallifax Rok wydania: 2017 Płyta: Monkey Business Ostatnio zaśpiewali Inne piosenki Margaret (18) 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 21 komentarzy Brak komentarzy
Wiem, że niepróżno biegnę w dal oczyma, Bo ty musisz, jasna i świetlana. A przyjdziesz zimą, boś niepokalana, A taka czysta i biała jak zima. Po mlecznej drodze gwieździstego miału, Który mróz rozsiał diamentów iskrzycą. Po śnieżnej równi rozrzutną prawicą, Przyjdziesz z oddali, cicho i pomału.1. Święta Cecylio, do Pana pieśń zanosisz. I o to , byśmy też śpiewali Panu, prosisz. 2. I my dziś z Cecylią Panu zaśpiewajmy ! Jezusa kochajmy ! Maryję kochajmy ! 3. I my dziś z Cecylią Panu się kłaniajmy, I żyć z Jezusem, Jemu śpiewać, mocno przyrzekajmy ! Wiersz: „Św. Cecylia” P. Wnuk na błękitnym obłoku, dumnie patrzy na Nas z góry. Harfę złotą ma pod ręką, wyśpiewują z Niebios chóry. to właśnie o niej mowa! Najpiękniejsza jak kwiat róży, lecz nie mowa tu o twarzy, a o czystej jak łza duszy. ukochała Boga, ponad życie Go sławiła. Nawet przed obliczem śmierci, nigdy w niego nie zwątpiła zapamiętajcie dzieci: skromny żywot jest Świętego. On nie potrzebuje sławy, a bogactwa nie dla niego. uczy Nas Cecylia. Jest patronką wszystkich Nutek. Jej muzyka leczy rany i przegania każdy smutek. Wrzesień Piosenka: „Idzie, idzie…” Słońce opaliło nas nas nas, Do przedszkola wracać czas czas czas. Przyjaciół powitać I na lato czekać znów cały rok. Ref. Idzie, idzie jesień tup, tup, tup Idzie idzie zima, a Ty obrót zrób. Idzie, idzie wiosna chlap, chlap, chlap, Idzie, idzie lato pod boczki się złap. Wierszyki: „Co w przedszkolu robić można?” Co w przedszkolu robić można? Ja to wiem, czy Ty wiesz? Możesz bawić się autkami, jeśli tylko chcesz. A gdy misie będą głodne, obiad dla nich ugotować. Także lalki, te z kącika, możesz zupą poczęstować. Z kolegami składać tory i wagony wprawiać w ruch, tańczyć disco, czytać książki, a posiłki jeść za dwóch! Możesz w berka z kolegami na podwórku się pobawić, i kasztanem, co spadł z drzewa, też się możesz zaciekawić. Możesz śpiewać i rysować, na bębenku zagrać też. Co w przedszkolu robić można? Ja to wiem i ty wiesz. „Jesienna wizyta” Bożena Forma do lasu Pani Jesień, jej śpiew wiatr po lesie niesie. Chociaż ma pracy wiele chce zobaczyć co robią przyjaciele. do jeża, a on właśnie wiedząc, że na czas zimy zaśnie norkę sprząta, gromadzi zapasy na zimowe ciężkie czasy. też niedźwiedzia, a niedźwiedź wcale nie leżał. Mrucząc z gawry śmieci wymiata, szkoda, że już koniec lata. Jesień także wiewiórkę i jej z rudą kitką córkę. Orzechy do dziupli zbierały, rozmawiać wcale nie chciały. mieszkańcy lasu nie mają już wiele czasu, niebawem nastanie zima, a las pokryje śnieżna pierzyna. Październik: Piosenka: ,,Kasztanki’’ dziś dzieciaki – i chłopcy i dziewczynki. Co to za kuleczki, co mają śmieszne minki. Zielone pelerynki, kolczaste i kłujące, Gdy spadną już na ziemię – brązowe są i lśniące. Ref. To kasztanki hopsasa. Skaczą tu i skaczą tam. I te małe i te duże skaczą przez kałuże. 2. Jesienne słońce świeci, więc kasztanowe dzieci, bawić chcą się z wami, chcą zostać w waszej sali. Więc zróbcie z nich ludziki, baranki i koniki. Niech zamieszkają z wami, gdy pada za oknami. Ref. To kasztanki hopsasa. Skaczą tu i skaczą tam. I te małe i te duże skaczą przez kałuże Wierszyki: „Pomidor” Jan Brzechwa Pan pomidor wlazł na tyczkę I przedrzeźnia ogrodniczkę. "Jak pan może, Panie pomidorze?!" Oburzyło to fasolę: "A ja panu nie pozwolę! Jak pan może, Panie pomidorze?!" Groch zzieleniał aż ze złości: "Że też nie wstyd jest waszmości, Jak pan może, Panie pomidorze?!" Rzepka także go zagadnie: "Fe! Niedobrze! Fe! Nieładnie! Jak pan może, Panie pomidorze?!" Rozgniewały się warzywa: "Pan już trochę nadużywa. Jak pan może, Panie pomidorze?!" Pan pomidor zawstydzony, Cały zrobił się czerwony I spadł wprost ze swojej tyczki Do koszyczka ogrodniczki. „Wiatr i jesień” Bożena Forma Szu szu szu wiatr powiewa, tańczą w parku wszystkie drzewa. Tańczy z nimi Pani Jesień, w koszu swoje dary niesie. Wiatr z Jesienią chce pogadać, nagle deszcz zaczyna padać. Kap, kap, kap krople spadają, wszyscy mokre głowy mają. Parasole otwierają i przed deszczem uciekają. Listopad Piosenka: „Jesteśmy Polką i Polakiem” Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił Chcemy byś również kochał ją i ty I ty Ciuchcia na dworcu czeka Dziś wszystkie dzieci pojadą nią by poznać kraj Ciuchcia pomknie daleko I przygód wiele na pewno w drodze spotka nas Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił Chcemy byś również kochał ją i ty I ty Pierwsze jest Zakopane Miejsce wspaniała Gdzie góry i górale są Kraków to miasto stare W nim piękny Wawel Obok Wawelu mieszkał smok Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił Chcemy byś również kochał ją i ty I ty Teraz to już Warszawa To ważna sprawa Bo tu stolica Polski jest Wisła, Pałac Kultury, Królewski Zamek I wiele innych, pięknych miejsc Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił Chcemy byś również kochał ją i ty I ty Toruń z daleka pachnie Bo słodki zapach pierników kusi mocno nas Podróż skończymy w Gdański Stąd szarym morzem można wyruszyć dalej w świat Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił Chcemy byś również kochał ją i ty I ty Wierszyki: „Katechizm polskiego dziecka” W. Bełza - Kto ty jesteś? - Polak mały - Jaki znak twój - Orzeł biały - Gdzie ty mieszkasz? - Między swemi. - W jakim kraju? - W polskiej ziemi. - Czym ta ziemia? - Mą ojczyzną. - Czym zdobyta? - Krwią i blizną. - Czy ją kochasz? - Kocham szczerze. - A w co wierzysz? - W Boga wierzę. - Coś ty dla niej? - Wdzięczne dziecię. - Coś jej winien? - Oddać życie. „Tańcowała igła z nitką” Jan Brzechwa Tańcowała igła z nitką, Igła - pięknie, nitka - brzydko. Igła cała jak z igiełki, Nitce plączą się supełki. Igła naprzód - nitka za nią: "Ach, jak cudnie tańczyć z panią!" Igła biegnie drobnym ściegiem, A za igłą - nitka biegiem. Igła górą, nitka bokiem, Igła zerka jednym okiem, Sunie zwinna, zręczna, śmigła. Nitka szepce: "Co za igła!" Tak ze sobą tańcowały, Aż uszyły fartuch cały! Grudzień Piosenka: Święty Mikołaj pędzą białe sanie po srebrzystych szlakach Wiozą, wiozą Mikołaja dookoła świata. Ref. Samochody, misie, klocki, piłki, lale- dzisiaj każde dziecko podarek dostanie. 2. Żeby wszystkie dzieci w świecie były uśmiechnięte. Sam Mikołaj dziś przyjedzie do Ciebie z prezentem. Ref. Samochody, misie, klocki, piłki, lale- dzisiaj każde dziecko podarek dostanie Kolęda: „Bóg się rodzi” Bóg się rodzi, moc truchleje Pan niebiosów obnażony Ogień krzepnie, blask ciemnieje Ma granice - Nieskończony Wzgardzony - okryty chwałą Śmiertelny król nad wiekami A Słowo Ciałem się stało I mieszkało między nami Cóż masz, niebo, nad ziemiany? Bóg porzucił szczęście Swoje Wszedł między lud ukochany Dzieląc z nim trudy i znoje Niemało cierpiał, niemało Żeśmy byli winni sami A Słowo Ciałem się stało I mieszkało między nami Podnieś rękę, Boże Dziecię Błogosław ojczyznę miłą W dobrych radach, w dobrym bycie Wspieraj jej siłę Swą siłą Dom nasz i majętność całą I wszystkie wioski z miastami A Słowo Ciałem się stało I mieszkało między nami Pastorałka „Bosy pastuszek” Był pastuszek bosy na fujarce grał W górach pasał owce i w szałasie spał Nagle aniołowie z nieba w bieli przyfrunęli Obudzili go gdy spał gdy spał Obudzili go gdy spał gdy spał Dziś do Betlejem trzeba nocą iść Bo narodzenia czas wypełnił dni Tam gdzie stajenka razem z bydlątkami Leży dzieciąteczko i na sianku śpi Świat na to czekał wiele już lat I narodzenia dziś wita czas Biegnij pastuszku jasną drogą niebo płonie Na niebie pierwszej gwiazdy blask Na niebie pierwszej gwiazdy blask Był pastuszek bosy zimne nóżki miał Ale dobry anioł piękne butki dał Wziął pastuszek owce pobiegł Tak jak wiatr przed siebie A na niebie blask od gwiazd od gwiazd A na niebie blask od gwiazd od gwiazd Dziś do Betlejem trzeba nocą iść Bo narodzenia czas wypełnił dni Tam gdzie stajenka razem z bydlątkami Leży dzieciąteczko i na sianku śpi Świat na to czekał wiele już lat I narodzenia dziś wita czas Biegnij pastuszku jasną drogą niebo płonie Na niebie pierwszej gwiazdy blask Na niebie pierwszej gwiazdy blask Wierszyki: „Prawdziwy Mikołaj to był Święty Człowiek” Żył on bardzo dawno i w odległym kraju, A przecież do dzisiaj o nim pamiętają. Dobry był dla ludzi, co miał, to rozdawał. Nocą biednym dzieciom prezenty zostawiał. Każde dziecko może żyć tak jak Mikołaj, Jeśli tylko Boga kocha, ile zdoła, Gdy tym, co posiada, podzielić się umie, Gdy chętnie pożycza i innych rozumie Wigilia B. Forma O, jak pachnie w całym domu, karpiem, ciastem i grzybami. Stół obficie zastawiony, świątecznymi potrawami. Biały obrus jest na stole, są nakrycia, piękne świece. Dzisiaj święta, czas pokoju obchodzony jest na świecie. Kolędować pora zacząć,, serce wypełnić miłością. Życząc wszystkim pomyślności, spędzić z wielką je radością. Styczeń Piosenka: „Dla Babci i Dziadka” B. Forma 1. Czy wy wiecie moi mili, czy wy wiecie, ile babć i dziadków jest na całym świecie. Właśnie wielkie święto dzisiaj swoje mają, więc wnuczęta im piosenkę śpiewać chcą. Ref: Kochamy was, kochamy całym sercem i radości chcemy dać wam jak najwięcej. Nasze buzie uśmiechnięte, niech życzenia ślą przepiękne - żyj babuniu żyj dziadziuniu latek sto. 2. Babcia bardzo często mamę zastępuje, zamiast taty dziadek wnukiem się zajmuje. Bo rodzice cały dzień spędzają w pracy babcia, dziadek za to zawsze mają czas. Ref: Kochamy was... 3. Babcia z dziadkiem czas nam ciągle umilają, zawsze dla nas niespodzianek wiele mają. Dziś w piosence miłość wielką wyrażamy, głośno teraz podziękować chcemy im. Ref: Kochamy was... Wierszyki: „Święto” Babcia z dziadkiem dziś świętują, wszystkie dzieci więc pracują. Zetrą kurze w każdym kątku, przypilnują dziś porządku. W kuchni błyszczą już talerze, wnusia babci bluzkę pierze. Wnusia już podaje kapcie, bardzo kocha swoja babcię. Dzisiaj wszystkie smutki precz- święto Dziadków ważna rzecz! ,,Wyliczanka na dzień babci i dziadka” Kto nas kocha najgoręcej, kogo my kochamy? Komu dziś życzenia gorące składamy? To jest nasza Babunia, której pokażemy, Jak dzielić uczucia i słowa umiemy: BABCIA! BABCIA! B A B C I A ! To niezwykły przypadek, super także jest dziadek. Bo nawet w środku nocy nie odmówi pomocy, Gdy sytuacja jest groźna , liczyć na niego można. Niechaj nastawi ucha i swoich wnuków posłucha: DZIADEK! DZIADEK! DZIADEK! Luty Piosenka: „Zima, zima, zima” Zima, zima, zima, pada, pada śnieg Zima, zima, zima, pada, pada śnieg Jadę, jadę w świat sankami Sanki dzwonią dzwoneczkami Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Jaka pyszna sanna – parska raźno koń Śnieg rozbija kopytami Sanki dzwonią dzwoneczkami Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Śnieg rozbija kopytami Sanki dzwonią dzwoneczkami Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Zasypane pola – w śniegu cały świat Biała droga hen przed nami Sanki dzwonią dzwoneczkami Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Biała droga hen przed nami Sanki dzwonią dzwoneczkami Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Dzyń, dzyń, dzyń Wierszyki: „Zima i bałwan” T. Śliwiak Przyszła zima do bałwana - jak się mamy, proszę pana? - czy nie zimno panu, może? - chyba coś na pana włożę! ciepły szalik i kożuszek żebyś nie odmroził uszek. - nie potrzeba mi niczego, bo ja kożuch mam ze śniegu! „Już zima” B. Forma oknem sypie śnieg, już dzieci lepią bałwana. Szybko na górkę - sanki weź, zabawa to niesłychana. szczypie mocno w nos, włóż czapkę i mknij po lodzie. Z górki na nartach, dalej na wprost, jak w szybkim samochodzie. mroźny wiej,, naciągnij czapkę na uszy. Nie straszny nam styczniowy mróz, śnieg ciągle prószy i prószy. Marzec Piosenka: „Maszeruje wiosna” Tam daleko gdzie wysoka sosna, maszeruje drogą mała wiosna. Ma spódniczkę mini, sznurowane butki i jeden warkoczyk krótki. Maszeruje wiosna a ptaki wokoło, lecą i świergocą głośno i wesoło. Maszeruje wiosna w ręku trzyma kwiat, gdy go w górę wznosi zielenieje świat ! Nosi wiosna dżinsową kurteczkę, na ramieniu małą torebeczkę chętnie żuje gumę i robi balony, a z nich każdy jest zielony. Maszeruje wiosna a ptaki wokoło … Wiosno, wiosno nie zapomnij o nas każda trawka chce być już zielona., gdybyś zapomniała inną drogą poszła zima by została mroźna.. Maszeruje wiosna a ptaki wokoło … Wierszyki: "Powitanie wiosny" M. Konopnicka Leci pliszka, spod kamyczka: - Jak się macie dzieci! Już przybyła wiosna miła, już słoneczko świeci! Poszły rzeki w świat daleki, płyną het - do morza; A ja śpiewam, a ja lecę, gdzie ta ranna zorza! "Bocian" A. Łatyńska Pewnego dnia z rana, zobaczyłam bociana. Na łące zieloniutkiej, stał na jednej nodze cieniutkiej. Wpatrywał się w trawkę,, bo chciał złapać małą żabkę. Nagle skrzydła rozprostował i na gnieździe wylądował. Klekoce wesoło bociania rodzina.. Tak wiosenna radość się zaczyna Kwiecień Piosenka: „Zając Malowany” Na kubeczku z porcelany, mieszka zając malowany. Kiedy tylko się poruszy, to w herbacie moczy uszy. Mówię Wam, mówię Wam,, co ja z tym zającem mam. Siedzi zając na kubeczku, lewą nogę moczy w mleczku. Ale mleczko nie dla niego, on by wolał coś innego. Mówię Wam, mówię Wam, co ja z tym zającem mam. Wytarł zając mokre uszy, zrobił cztery wielkie susy. Usiadł w lesie na polanie, co ja teraz powiem mamie? Co ja teraz powiem? Co? No co? Wierszyki: „Kwiecień plecień” Ach ten kwiecień, psotny kwiecień,, różne figle płata w świecie. Raz przygrzeje mocno słońce, że jak w lecie jest gorąco. Innym razem śniegiem prószy, że aż wszystkim marzną uszy. Kwiecień - plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata. „Wiosenne kwiaty” Anny Łady – Grodzickiej. Już kwiaty zakwitają W lasach, ogrodach i na łąkach - mówią o tym, że nadszedł. Czas wiosny i słonka. Przyszły do nas kwiaty w gości. W swej wiosennej szacie, Popatrzcie uważnie, może je poznacie?. Pierwszy to przebiśnieg biały. Drugi – to stokrotka, kwiatek bardzo mały,. Trzeci jest jak złota łąka, To kaczeniec cały w pakach.. Czwarty to krokus fioletowy, Piąty – tulipan purpurowy, I szósty – to żonkil w żółtym kolorze, Ten ostatni słoneczny kwiatek Do wazonu włożę. Maj Piosenka: „Dziękuję Mamo, dziękuję Tato” Uczyliście mnie chodzić uczyliście mnie mówić. Jak się zachowywać Jak zwracać się do ludzi. Ja mogę na Was liczyć Wiem że mi pomożecie. Najlepszych mam rodziców Na całym wielkim świecie. Dziękuje mamo dziękuje tato Za każdą zimę za każde lato. Dziękuje mamo dziękuje tato Za to że macie dla mnie czas. Bardzo kocham Was Bardzo kocham Was. A najpiękniejsze chwilę Są kiedy mnie tulicie. Dajecie mi buziaki Idziemy tak przez życie. Co mogę dla Was zrobić Jak mogę się odwdzięczyć. Jesteście w moim sercu Będziecie w mej pamięci. Dziękuje mamo dziękuje tato Za każdą zimę za każde lato. Dziękuje mamo dziękuje tato Za to że macie dla mnie czas. Bardzo kocham Was Bardzo kocham Was. Dziękuje mamo dziękuje tato Za każdą zimę za każde lato. Dziękuje mamo dziękuje tato Za to że macie dla mnie czas. Bardzo kocham Was Bardzo kocham Was. Bardzo kocham Was. Bardzo kocham Was Wierszyki: "Barwy ojczyste" Cz. Janczarski Powiewa flaga, gdy wiatr się zerwie. A na tej fladze biel jest i czerwień. Czerwień to miłość, biel - serce czyste. Piękne są nasze barwy ojczyste. „Maj i nasze Mamy” B. Forma Jedzie, jedzie maj, zieleni się gaj. Mamy święto swoje mają, dzieci kwiaty im wręczają. Nazbierały je na łące, wszystkie świeże i pachnące. W sercach mają miłość wielką, uczcić święto chcą piosenką. Pełne ciepła i radości, już witają miłych gości. I wołają do swych Mam:. Sto lat, sto lat żyjcie nam „Tato i ja” B. Forma Chodzę z Tatą do parku, chodzę z Tatą do kina. Tatuś miło mnie wita, kiedy dzień się zaczyna. Kiedy lato nastaje, wędrujemy po górach. Zdobywamy szczyty, tonące w gęstych chmurach. Często rozmawiamy. Mamy tajemnic wiele, bo tak się zachowują, najlepsi przyjaciele. Czerwiec Piosenka: "Lato, lato. lato czeka" H. Kunicka Lato, lato, lato czeka Razem z latem czeka rzeka Razem z rzeką czeka las A tam ciągle nie ma nas Lato, lato, nie płacz czasem Czekaj z rzeką, czekaj z lasem W lesie schowaj dla nas chłodny cień Przyjedziemy lada dzień Już za parę dni, za dni parę Weźmiesz plecak swój i gitarę Pożegnania kilka słów Pitagoras bądźcie zdrów Do widzenia wam canto, cantare Lato, lato, mieszka w drzewach Lato, lato, w ptakach śpiewa Słońcu każe odkryć twarz Lato, lato,… Wierszyki: „Czerwiec” J. Jabłoński Bardzo lubię czerwiec, a najbardziej za to, że to właśnie w czerwcu, zaczyna się lato. I nikt nie narzeka, że brzydka pogoda. „Lato i dzieci” B. Forma Lato do nas idzie, Zatrzyma się w lesie. Jagody, poziomki. W dużym koszu niesie. Słoneczka promienie. Rozrzuca dokoła. -Chodźcie się pobawić! - Głośno do nas woła. Lipiec Piosenka: „Bezpieczne wakacje” Już idzie lato , idą wakacje Będzie zabawa będą atrakcje Będzie wspaniale , będzie bajecznie Kiedy wakacje miną bezpiecznie Moja mama musi wiedzieć, gdy wychodzę z domu Mam w pamięci zawsze do niej numer telefonu Zanim wyjdę, to przez okno sprawdzam stan pogody I ubieram się dla zdrowia, no i dla wygody Już idzie lato , idą wakacje Będzie zabawa będą atrakcje Będzie wspaniale , będzie bajecznie Kiedy wakacje miną bezpiecznie Znam zasady bezpiecznego ulic przechodzenia Gdy mnie nagle łapie, to szukam schronienia Choćby nie wiem jak był miły, z obcym nie pogadam Dokąd idę i gdzie mieszkam, to nie jego sprawa Na wycieczce w samochodzie muszę zapiąć pasy A gdy słońce mocno świeci lubię głowę nakryć Kiedy upał jest ogromny piję dla ochłody Zły to pomysł, by na główkę skakać gdzieś do wody Już idzie lato , idą wakacje Będzie zabawa będą atrakcje Będzie wspaniale , będzie bajecznie Kiedy wakacje miną bezpiecznie Idzie lato.......idą wakacje 2 razy Wierszyki: „Jedziemy na wakacje” Cz. Janczarski Jedziemy na wakacje, do lasu, nad wodę. Prosimy ciebie, słonko, o piękną pogodę. Jedziemy na wakacje, nad morze, na plażę. Kolorowe muszelki, przynieś, falo, w darze. Nie chowajcie się, szczyty, za mgłą, za obłokiem. Jedziemy na wakacje, Na Mazury? Może! Wyjrzyj z krzaków, prawdziwku, czekaj na nas w borze. „Bałtyku, Bałtyku” B. Lewandowska Bałtyku, Bałtyku, w głąb fal twoich szybkich rzucamy swe sieci.. Napędzaj w nie rybki. Chcemy ich nałowić, dużo, bardzo dużo. Bałtyku, Bałtyku, nie przeszkodź nam burzą! Sierpień: Piosenka: „Kolorowe lato” Jak zwykle co roku o tej samej porze, z walizkę zjawiło się lato nad morzem rzuciło promyków złocistych tysiące, porwało do tańca motyle na łące. Ref: Kolorowe lato, lato kolorowe włożyło słomkowy kapelusz na głowę. Gdy kapelusz zdejmie, sypnie pomysłami nie będzie w wakacje nikt nudził się z nami. Wierszyki: „Zamek z piasku” D. Gellnerowa Słońce złote, piasek złoty – trzeba brać się do roboty! Wybudować złote schody, złotą fosę pełną wody, zamek krzywy albo prosty i zwodzone cztery mosty. I otworzyć złote bramy dla kolegów i dla mamy „Piękne lato” Ł. Toporek Piękne lato tego roku, Słońce świeci, aż do zmroku. Dzieci kąpią się w promieniach, Słońce buzie rozpromienia. Całe plaże pełne gości. Wygrzewają się z radością, I śpiewają wszyscy wkoło, żeby lato jeszcze trwało!